Rejs Gdańska - Łeba- Ustka- Bornholm: Nexo, Renne - Christianso -Hel- Gdańsk. Zapraszamy wszystkich zainteresowanych na rejs z Gdańska wybrzeżem Polskim zwiedzając Łebę i Ustkę w kierunku Bornholmu i Klasyczna trasa z Polski na Bornholm i do portów południowej Szwecji idealnie nadaje na pierwszy rejs morski, lub dla osób które już pływały po Bałtyku na eksplorację nowych jego rejonów. Na trasie czekają morska przygoda, ciekawe porty (i ich historie, które na wachcie wyszepta wam wiatr;). Krótki rejs na Bornholm z Kołobrzegu. Ciekawa wycieczka i interesująca wyspa w opisie na stronie To tu, to tam Zapraszamy! Pierwszy po 3 latach przerwy rejs z Ustki na duńską wyspę Bornholm, który miał odbyć się 11 lipca został odwołany z powodu złych warunków pogodowych. Na Bałtyku Najnowsza piłkarska KOSZT REJSU. studenci Uniwersytetu Morskiego w Gdyni - 525.00 PLN. pracownicy Uniwersytetu Morskiego w Gdyni - 790.00 PLN. pozostałe osoby - 1 050.00 PLN. HARMONOGRAM WPŁAT. I ratę w wysokości 400.00 PLN (studenci UMG 350.00 PLN) należy wpłacić w momencie zapisu na rejs. II ratę do dnia 08.07.2023 - w wysokości pozostałej do zapłaty Obecnie na Bornholm można dostać się promem linii Polferries ze Świnoujścia (Ronne) lub katamaranem (wodolotem) Żeglugi Gdańskiej z Kołobrzegu, Ustki bądź Darłowa (Nexo). Połączenie z Kołobrzegu funkcjonuje w okresie od lipca do końca sierpnia. zylf. Będąc na urlopie nieopodal Kołobrzegu warto pokusić się o rejs na Bornholm. Jest to duńska wyspa oddalona od naszego brzegu o ok. 90km. Katamaran m/s Jantar przemierza tę odległość przez ok. 4 godziny. Przyznam , że moje wyobrażenie tego katamaranu było nieco inne - po prostu spodziewałem się większej jednostki. W porównaniu z jednostkami z południa Europy to po prostu mały stateczek ;) Tutaj wojskowy kuter i katamaran ładnie zapozowali... ...w motocyklowych chromach ;) Wracamy do tematu - zaokrętowanie zaczyna się od 6:00. Spory tłumek zbiera się mniej więcej od tej godziny. Gdy nie zależy nam na miejscu np. w kawiarni czy restauracji to można spokojnie przybyć do portu na 6:30 i też znaleźć dobre miejsce. Ja siedziałem na holu obok wyjść/wejść na pokład. Miejsce to daje dobry wgląd na ruchy pasażerów w kierunku toalet - co nie jest tu bez znaczenia ;) Rowery (w tym przypadku było ich chyba 32) są ładowane na tylny pokład - z podsłuchanej rozmowy wiem , że owa szyna załadunkowa to najprostszy i najmniej zajmujący miejsca na pokładzie "system" do załadowania jednośladów : Będąc na górnym pokładzie fotografuję to co za nami : A to przede mną - górny pokład , który wkrótce zapełni się ludźmi : Wtedy też prawie niewykonalny będzie prosty kadr - ale nie uprzedzajmy faktów ;) Malutkie kutry rybackie ruszają na połów : A to porównanie jednego z kadłubów katamaranu z jednostką wojskową - przyznać trzeba , że gabarytami nasza "łajba" góruje : Tłum nadal napiera : Zerkam na wyjście z portu : A potem obserwuję proces kontroli biletów ;) Starszy Oficer również wita gości - tych już znanych (np. dzieci) wita najserdeczniej zapraszając do siebie na mostek : Wypływamy zostawiając polską ziemię za sobą : Na otwartym morzu robi się mało ciekawie. Fala jest wysoka , statkiem kołysze niemiłosiernie - prawdziwy test odporności na tzw. chorobę morską wygrywają mężczyźni - kobiety skupiają się zasadniczo przy wejściu do toalet. Górny pokład zamienia się w "plażę" ;) Na moje oko tu najbardziej kołysało ale było za to świeże powietrze i wiaterek - to pewnie pomagało przetrwać tę notoryczną kołysankę ;) Mniej więcej tak bujało - prosty horyzont widywałem rzadko :) Morską toń ochoczo cięły dwa kadłuby naszego statku... ...z udziałem widzów ;) A to już pierwsze kutry rybackie wypływające na połów z Bornholmu - co oznacza bliski kres podróży : No i duńska ziemia : Wytęskniona przez niektórych bardzo mocno... Na jednej z takich łodzi nasz sąsiad dokonywał połowu - wędzone dorsze w jego wykonaniu pamiętam po dziś dzień... Idealnym uzupełnieniem rejsu jest autobusowa wycieczka objazdowa po wyspie. Wykupuje się ją w tym samym biurze co bilet na rejs lub do na pokładzie statku. Na pytanie czy warto odpowiem bez zastanowienia - warto :) Ale o tym wkrótce... REJS POWROTNY Nadmorskie miejscowości prześcigają się w tworzeniu coraz to nowych atrakcji dla dzieci i rodzin, aby zjednać sobie serca jak największej liczby turystów. Jednak nawet największa rozrywka nie jest w stanie ująć atrakcyjności portom rybackim, czego przykładem jest chętnie odwiedzany Port w Ustce, którego historia sięga XIV wieku! Sprawdźmy więc, co czeka na nas w usteckim porcie! Czytajcie dalszą część artykułu! Sprawdź koniecznie: Port Ustka – atrakcje Port w Ustce jest jedną z największych atrakcji miasta i jest zarówno portem rybackim, jak i żeglarskim. Zarówno mieszkańcy, jak i turyści chętnie wybierają się na spacer, by na własne oczy zobaczyć żeglarską marinę i kutry rybackie. Naprzeciw portu znajduje się wybudowana w 1875 roku przy plaży nadmorska promenada, gdzie spacerując deptakiem możemy podziwiać morze i port, zjeść coś pysznego, wypić kawę w jednej z licznych kafejek czy kupić pamiątkowe gadżety z Ustki. Punkt obowiązkowy każdej wyprawy do Ustki! Ustka – kładka dla pieszych Największą atrakcją portu w Ustce jest kładka obrotowa, która została udostępniona dla zwiedzających w 2013 roku. Ta stalowa konstrukcja jest szeroka na cztery metry osiąga długość pięćdziesięciu ośmiu metrów. Opuszczana jest co godzinę (o każdej pełnej godzinie) na wysokość dwóch metrów nad lustrem wody i stanowi ogromną atrakcję zarówno dla mieszkańców, jak i turystów. Ważnym jest, że kładka uruchamiana jest jedynie na kwadrans, dlatego trzeba trafić na odpowiedni moment. Sam proces uruchamiania kładki trwa około czterech minut i jest chętnie oglądany przez ludzi – i wcale się temu nie dziwimy. Kładka otwarta jest codziennie, o każdej pełnej godzinie. W okresie od maja do października w godzinach 9:00 – 24:00, zaś od listopada do kwietnia od 10:00 do 18:00. Wejście na kładkę jest darmowe. Ustka – Rejsy wycieczkowe po morzu Oczywiście port w Ustce nie byłby żadną atrakcją, gdybyśmy nie mogli wybrać się na niezapomniany rejs statkiem. Jednymi z najpiękniejszych są: piracki Unicus i Dragon. Pierwszym możemy udać się na wycieczkę ze wschodniej części portu od kwietnia do października. Z kolei Dragon zabierze nas w fantastyczny rejs jedynie w okresie wakacyjnym. Rejs po Bałtyku to wspaniała rodzinna atrakcja, której nie możemy pominąć wybierając się na wakacje nad morzem. Piękne widoki, szum morza i latające morskie ptaki – to gwarancja cudownych wspomnień dla całej rodziny. To naprawdę niezapomniana atrakcja dla każdego! Koniecznie zobaczcie jak wygląda Ustka z lotu ptaka (a raczej drona) na filmie poniżej! Lokalizacja Port Morski Ustka Koniecznie sprawdź także nasz artykuł: Atrakcje dla dzieci nad Bałtykiem-najlepsze nad morzem Choć Polacy doskonale znają morze od strony swojego wybrzeża, to często nie zdają sobie sprawy, że Bałtyk jest równie atrakcyjny także i poza naszymi granicami. Świetnym przykładem jest duńska wyspa Bornholm, oddalona od polskich portów niecałe 100 km. Sprawdź - gotowe wycieczki na Bornholm: Spędzając wczasy w zachodniej części Pomorza, warto zastanowić się nad urozmaiceniem i wybrać się na wycieczkę promową na Bornholm. Tak naprawdę jest to połączenie kilku atrakcji, można bowiem odbyć prawdziwy morski rejs, poznać duńskie zabytki i obcować z niezwykłą przyrodą wyspy. Zwłaszcza dzieci będą zachwycone możliwością odkrycia nowych lądów (dosłownie i w przenośni). Nazywana „Majorką Północy” wyspa oferuje niezwykłą różnorodność krajobrazu i dziewiczą przyrodę. Bornholm słynie ze swojego klifowego wybrzeża i pięknych lasów. Chętnie odwiedzają wyspę także rowerzyści, dla których stworzono tu sieć ścieżek z prawdziwego zdarzenia. Ze względu na niewielkie odległości rower jest tu idealnym środkiem transportu i dzięki niemu można zwiedzić niemal całą wyspę. Promy przewożą rowery, ale można je też wypożyczyć na miejscu. Warto też zaopatrzyć się w rower z przyczepką, jeśli podróżujemy z małym dzieckiem. Bornholm posiada wiele bardzo wartościowych zabytków, jak białe kościoły w kształcie rotundy z XII wieku czy ruiny zamku Hammershus, największej niegdyś twierdzy w Skandynawii. Uroczo wyglądają miejscowe, kolorowe domki, a specjałem są tu wędzone śledzie przyrządzane w tradycyjnych wędzarniach. Jest tu mnóstwo restauracji, hoteli i kempingów. ​Rejsy promem na Bornholm Promy na Bornholm odpływają z Kołobrzegu (bezpośrednio) do portu Nexo lub ze Świnoujścia (pośrednio przez szwedzkie Ystad) do portu Ronne. W pierwszym przypadku podróż trwa około 4,5 godziny, w drugim jest dłuższa i łącznie z przesiadką zajmuje mniej więcej 10 godzin. Za to promy ze Świnoujścia zabierają na pokład również samochody osobowe i busy, natomiast promy z Kołobrzegu jedynie rowery i motocykle. Na wszystkich natomiast znajduje się kawiarnia i restauracja. Możemy kupić bilet tylko w jedną stronę i zostać na wyspie na dłużej lub wracać tego samego dnia. Dobrym rozwiązaniem przy podróżowaniu z dziećmi jest opcja rejsów ze Świnoujścia. Można wybrać wypłynięcie i powrót wieczornymi rejsami, w ten sposób dwie noce spędzimy na statku w kabinie, a cały dzień będziemy mieli na zwiedzanie. Ceny biletów - rejsy promem na Bornholm Kołobrzeg – Nexo Kołobrzeg – Nexo W jedną stronę W obie strony dorosły 160 zł 210 zł dziecko 4-12 lat 150 zł 190 zł dziecko poniżej 4 lat bezpłatnie bezpłatnie bilet rodzinny* 150 zł za osobę 190 zł za osobę grupa (min. 15 osób) 150 zł za osobę 190 zł za osobę rower 25 zł 50 zł motocykl 170 zł 200 zł rower z przyczepką 50 zł 100 zł *Bilet rodzinny - dwoje dorosłych + dzieci od 4 do 12 lat. Cennik podaje cenę za osobę. Świnoujście-Ystad-Ronne Ceny zależne są od sezonu. Przykładowy cennik na luty 2020 r. wygląda następująco. Świnoujście-Ystad-Ronne W jedną stronę dorosły od 390 zł dziecko 5-15 lat od 363 zł dziecko poniżej 7 lat bezpłatnie dorosły z rowerem od 401 zł dziecko 5-15 lat z rowerem od 374 zł 2 osoby + motocykl od 665 zł samochód osobowy do 1,9 m wysokości ( osoby) od 1124 zł samochód osobowy od 1,9 m wysokości ( osoby) od 1331 zł Bornholm - lokalizacja Rejs na Bornholm odbył się parę tygodni temu. Wszyscy wróciliśmy z morza bardzo zadowoleni, że daliśmy radę zmierzyć się z Morzem Bałtyckim i pomimo, że początki były trudne i Neptun nie był zbyt łaskawy i swoją daninę od nas pobrał, to czym dłużej na jachcie tym było lepiej. Pomimo, że jakoś daleko mi do fachowca obrazu ruchomego, to postanowiłem zmierzyć się z zadaniem i spróbować stworzyć niedługi filmik pokazujący kawałek naszego rejsu, podczas którego straciliśmy nasze bałtyckie dziewictwo. Czasami jest tak, że kilka sekund filmu pokazuje więcej niż wiele statycznych po Bałtyku – jak już nie buja to można podziwiać fal, świszczenie wiatru, obijanie wody o burtę na filmie wygląda całkowicie inaczej niż na zdjęciu. Teraz jesteśmy dosyć na świeżo, bo od wyjazdu upłynęło zaledwie kilka tygodni, lecz za jakiś czas ten ruchomy obraz przywoła wiele wspaniałych wspomnień o tym jak było na jachcie. Fakt, były dobre i złe chwile, lecz teraz z perspektywy czasu nawet te złe, wylewne sceny dobrze się wspomina, błędnik już dawno się uspokoił i odruch wymiotny jest zaszłą historią. Rejs na Bornholm to ciekawe doświadczenie, które pewnie będzie trzeba powtórzyć już nie jako żółtodziób, lecz jako świadomy załogant. Czas pokaże, czy rzeczywiście organizm już się na tyle przystosował, że nie będzie buntował się na kolejnym rejsie i pomimo nawoływań Neptuna pozostanie w jednym kawałku. Bogowi mórz będzie musiał wystarczyć łyk dobrej whisky, którą zawsze na początku dnia na morzu mu polewamy. Zapraszam na film. Bornholm jest oddalony od polskiego wybrzeża o zaledwie 100 km. Wakacje na tej duńskiej wyspie, zwanej „perłą Bałtyką" i „Majorką północy", będą jednymi z największych hitów tegorocznych wakacji. Na morzu sztorm. Dochodzi rano – nadszedł czas mojej czterogodzinnej wachty z Przemkiem – właścicielem jachtu. Całą noc bujało, ale próbowałam spać. Starałam się jak mogłam, by nie dopadła mnie choroba morska – trzymałam się instrukcji i nie otwierałam oczu podczas leżenia. Rzeczywiście pomagało, przetrwałam. Ale pora wstawać. Zadowolona, że ciągle jeszcze dobrze się czuję, zaczynam w ciemnościach szukać ubrania. Zakładam sztormiak, a na wierzch kamizelkę ratunkową. Pochylam się, żeby zawiązać buty. Oj… nie będzie łatwo. Szybkim krokiem wbiegam na pokład i zaczynam nerwowo wpatrywać się w horyzont. Tylko spokojnie, na pewno zaraz przejdzie. Przemek wydobywa z siebie znaczące „O ho!”. Pewnie wyglądam jak siedem nieszczęść. Od razu proponuje mi terapię zadaniową: – Złap za ster! Poczujesz odpowiedzialność, skupisz się przy pracy i zaraz zrobi ci się lepiej. Jachtem na Bornholm Wykonuję polecenie. Nawet poprawia mi się samopoczucie, ale na krótko. Po pięciu minutach poddaję się i zwracam całą zawartość wczorajszej kolacji Neptunowi. Chrzest bojowy już mam za sobą. Mój błędnik po kilkunastu godzinach przyzwyczaił się do nowych warunków i od tej pory mogę się w pełni rozkoszować urokami życia pod żaglami. 12 godzin wcześniej wyruszamy ze Świnki (port w Świnoujściu) w kierunku Bornholmu. Od tej chwili właściwie przez cały rejs jesteśmy na morzu sami. Szczerze mówiąc, mnie, mieszkankę zakorkowanej Warszawy, zadziwiają ta morska pustka i przestrzeń. Z Adamem (fotografem) rozlokowujemy się w kajucie dziobowej na Duchu Morza – Bavaria 38 Cruiser. Jesteśmy uprzywilejowani, bo to najwygodniejsze miejsce na tym jachcie. Przechodzimy szybkie szkolenie z postępowania w trudnych sytuacjach i obsługi naszego tymczasowego domu pod żaglami. Rejs jachtem na Bornholm może trwać nawet kilkanaście godzin. fot. Jörg Farys/EyeEm/Getty Images Na Duchu Morza jest mesa (pokój dzienny, kuchnia, jadalnia i centrum dowodzenia), trzy kajuty oraz łazienka (z toaletą, umywalką i prysznicem). W toalecie spłuczka działa jak ręczna pompka, wykorzystuje wodę morską, więc można jej używać właściwie bez ograniczeń. Kapitanka Ola dzieli załogę na trzy dwuosobowe wachty, w każdej z nich jest jeden oficer odpowiedzialny za przebieg żeglugi w wyznaczonym czasie. Taki podział daje możliwość szybkiej wymiany doświadczeń i skutecznego przekazania niezbędnych podstaw rzemiosła początkującym żeglarzom, czyli mnie i Adamowi. Czterogodzinne wachty są nie tylko okazją do długich rozmów o życiu, ale także możliwością spróbowania swoich sił za sterem. Podczas rejsu nauczyłam się nie tylko podawać cumy, ale także prowadzić jacht, stawiać żagle i wiązać węzły – wszystko pod czujnym okiem Michała, pierwszego oficera. Prognozy pogody nie są najlepsze, przechodzi front niżowy, wiatr się wzmaga, buja coraz mocniej. Niebo ciemnieje, przewalają się po nim czarne chmury, które od czasu do czasu rozświetlają błyskawice. Płyniemy coraz szybciej Wiatr dudni w uszach, żagle są maksymalnie napięte od jego naporu. Krystian, drugi oficer podgrzewa atmosferę: – Stan morza 4 w skali Beauforta, siła wiatru – 6, mamy szczęście, bo nigdy nie wiadomo, jak wieje pod chmurą. Dla mnie i Adama, szczurów lądowych, to ogromne przeżycie. A przed nami jeszcze 8 godzin rejsu i kolejna burza! Nie mamy czasu jej ominąć, więc płyniemy prosto w środek. Dziób rozbija fale, bryzgi wody sięgają kokpitu. Cała załoga na komendę pani kapitan zakłada sztormiaki i kamizelki z szelkami zabezpieczającymi przed wypadnięciem za burtę. Robi się ciemno. Tłumaczę sobie, że te straszne przechyły to lekkie kołysanie na dobranoc. Przemek mi wyjaśnia, że wywrócić naszego Ducha Morza nie jest łatwo, bo ma on dwuipółtonowy balast, tzw. bulbkil, więc nawet gdyby coś takiego się przytrafiło, jacht i tak podniesie się jak wańka-wstańka. Acha, dobre sobie! Nareszcie na wyspie, w porcie w Svaneke. Słońce prześwieca przez stalowe chmury wiszące nad naszymi głowami. Niskie domki pomalowane na czerwono, żółto i niebiesko tworzą niesamowity, spokojny klimat. Port w Svaneke leży na wschodnim wybrzeżu Bornholmu. fot. Holger Leue/Getty Images Co zobaczyć na Bornholmie Idziemy na obowiązkowy punkt programu – wędzone ryby. Tutejszy przysmak to „Słońce nad Bornholmem”, czyli położony na kromce chleba śledź ze szczypiorkiem i startą rzodkiewką, a na nim – surowe żółtko. Danie warto przyprawić solą, pieprzem i rewelacyjną miejscową musztardą. Zaglądamy też do huty szkła artystycznego. Kobiety siedzą przy gorącym piecu, dmuchają i nakładają kolejne kolorowe warstwy na wymyślnych kieliszkach i szklaneczkach. Układają szkło jak plastelinę – gdyby nie panujący tu żar, łatwo byłoby zapomnieć, że ma ono tak wysoką temperaturę. Obok na półkach kuszą nas gotowe wyroby. Kilkadziesiąt kroków dalej wchodzimy do wytwórni karmelków i mam wrażenie déjà vu. Kilku panów rozciąga szczypcami wielkie kolorowe wstęgi. Odcinają z jednej dwucentymetrowy kawałek i dają mi do spróbowania. Podejrzliwie patrzę, ale to nie szkło, to twarde cukierki! Ruszamy na podbój wyspy. Gdy Bóg stworzył Skandynawię, została mu garść wszystkich pięknych rzeczy Północy. Wrzucił je do Bałtyku i tak powstał Bornholm – Brama Skandynawii. Wyspa posiada kształt rombu o postrzępionych bokach. Jej linia brzegowa ma 140 km długości. Na południu jest płaska z piaszczystymi plażami, na północy skalista z urwiskami i klifami. Zamieszkuje ją 43 tys. Duńczyków, ale trudno kogokolwiek tu spotkać. Domostwa wydają się opuszczone, choć są niezwykle zadbane, jakby za dotknięciem jakieś magicznej różdżki – każde jest dziełem sztuki. Zanim tu dotarłam, nasłuchałam się opowieści o bornholmskim rowerowym raju. Wyobrażałam więc sobie tabuny cyklistów okupujących wyspę. Okazało się jednak, że nic bardziej mylnego! Tłumu turystów tu nie uświadczysz – Bornholm jest atrakcyjny dla wczasowiczów, żyje z nich, ale nie został im całkowicie podporządkowany. Mieszkańcy ustalili limit miejsc noclegowych w taki sposób, by przyjezdni nie zawładnęli wyspą. Skandynawia staje się jednak coraz popularniejsza. Co roku Bornholm odwiedza prawie 600 tys. turystów z całej Europy. Bornholm: Perła Bałtyku Jest lipiec, środek sezonu, a cisza i spokój są wręcz obezwładniające. Nie słychać nawet kosiarek, chociaż trawa wszędzie równo przystrzyżona. Jeżeli ktoś liczy na clubbing i burzliwe życie nocne, nieco się zawiedzie. Można tu jedynie zatracić się w przyrodzie i urokliwej architekturze. Przemek powtarza jak mantrę: – Gdy byliśmy na Bornholmie w kwietniu, to dopiero był raj. Cisza, spokój, a teraz są tutaj po prostu tłumy. Rozglądam się niepewnie po porcie, ale widzę tylko niewielkie grupki uśmiechniętych ludzi. Najwyraźniej nikt się nigdzie nie spieszy... Miasteczko Allinge przyciąga turystów malowniczymi uliczkami. fot. Peter Zelei Images/Getty Images Pogoda jest piękna i myślimy o wynajęciu rowerów, jednak ostatecznie, będąc pod presją czasu wybieramy komunikację publiczną. Kierowca autobusu uprzejmie nas informuje, że najbardziej się opłaca wykupienie całodniowego biletu grupowego dla pięciu osób (mimo że jest nas czwórka), bo tak zapłacimy mniej, niż gdybyśmy nabyli bilety indywidualnie. To miłe zaskoczenie – już widzę, jak w Warszawie motorniczy tramwaju grzecznie, doskonałą angielszczyzną udziela porad obcokrajowcom… Ruszamy i od razu zaczynamy zachwycać się widokami, sprawiającymi wrażenie znajomych. Nadbałtycka przyroda, lasy iglaste, mieszane, łany zboża powodują, że czujemy się jak u siebie. Może tylko z tą drobną różnicą, że tu wszystkie elementy krajobrazu są jakby wyrównane pod linijkę, wykreślone cyrklem i precyzyjnie zaplanowane. Im dalej od portu, tym bardziej Bornholm wydaje się wyludniony. Mieszkańców jak na lekarstwo, na prawie pustych drogach znaki ostrzegają przed dzikimi zwierzętami przebiegającymi przez jezdnię – zderzenie z sarną jest podobno największym zagrożeniem motoryzacyjnym na wyspie. Chociaż Gudhjem jest nazywane miasteczkiem turystycznym, przyjezdni nie rzucają się tu w oczy. Wszyscy przejmują bornholmski błogi, cichy nastrój, nikt nie puszcza głośno radia, nie trąbi i nie krzyczy... W młynie Gudhjem kupujemy produkowany na wyspie olej rzepakowy i musztardę ze znakiem Kulinarnego Dziedzictwa Europy – jest nim symbol charakterystycznego czepka kucharskiego ze sztućcami (znak ten powoli pojawia się również w Polsce). Przepełnieni spokojem przyrody wybieramy się na wycieczkę do największego na wyspie wodospadu Døndalen. Wyspa natury Decydujemy się wypożyczyć samochód do końca naszego pobytu. Z Gudhjem jedziemy w stronę Allinge. Tuż przy głównej drodze, w pobliżu tego dwutysięcznego miasteczka, odnajdujemy znaki runiczne oraz wyżłobienia na skałach. Pochodzą z epoki brązu i mają ponad 2,5 tys. lat. Madsebakke – bo tak mieszkańcy okolic nazywają to miejsce – było prawdopodobnie ośrodkiem kultu, a wyryte w skale znaki mogły powstawać podczas rytuałów religijnych. Przedstawiają one najczęściej okręty, symbole słońca. Na noc wracamy na Ducha Morza. Ponieważ godzina jest późna, kolację przygotowujemy z prowiantu, który przypłynął z nami z Polski. Wspólne posiłki na jachcie to jeden ze stałych elementów wyprawy. Okazuje się, że o jedzenie warto się zatroszczyć zawczasu, bo Bornholmczycy bardzo wcześnie zamykają sklepy i bary (już ok. godz. dbając o komfort życia rodzinnego. Punktualnie o rano przyjeżdżamy (naszym wypożyczonym wcześniej autem) do Lille Gadegårdsvejen na pokaz ptaków drapieżnych. Na środek kręgu ustawionego z drewnianych ławek wychodzi mężczyzna z sokołem na ramieniu. Zdejmuje mu czapeczkę zasłaniającą całą głowę i wypuszcza. Ptak lata tuż nad naszymi głowami. Kolejne w powietrze wzbijają się, sowa i orzeł, który jest tak wielki, że ledwie manewruje między ludźmi i otaczającymi wybieg drzewami. Na koniec pojawia się sęp. Ptaszysko jest tak paskudne, że aż sympatyczne. Zamek Hammerhus był dawniej jednym z największych zamków obronnych w tej części Europy. fot. PATSTOClK/Getty Images Po pokazie postanawiamy wybrać się na spacer wzdłuż wybrzeża w okolicy miasta Vang, gdzie strome, wysokie skały wchodzą do czystego, lazurowego niemal Bałtyku. Czułam się jak bym była nad Morzem Śródziemnym… Stąd wyruszamy do ruin zamku Hammershus, który góruje nad portową zatoczką Hammershavn na północy wyspy. Zamek jest chyba jedynym zabytkiem na naszej trasie, o którym mogę śmiało powiedzieć, że przyciąga „tłumy” turystów. Razem z nami te XI–XII-wieczne, największe w Europie Północnej ruiny zwiedza z 50 osób! To jedno z najpiękniejszych miejsc do podziwiania zachodów słońca. Podobno gdy się dobrze wsłuchamy, usłyszymy syczenie i skwierczenie zanurzającej się w Bałtyku rozżarzonej do czerwoności gwiazdy. Niestety, tym razem nie zapowiadał się tak malowniczo – niebo pokrywały chmury. Zwiedziliśmy skalistą północ, teraz przyszła pora na piaszczyste wybrzeża południa. Po drodze mijamy stolicę Bornholmu – Rønne, którą zamieszkuje jedna trzecia mieszkańców wyspy. Zatrzymujemy się na obiad w restauracji na zabytkowym rynku. Nie bawimy tam długo, bo kusi nas szeroka, piękna plaża na południowym wybrzeżu. Jak powstał Bornholm Zanim jednak tam dotrzemy, wstępujemy na chwilę do interaktywnego Muzeum NaturBornholm. Dowiadujemy się tam, że wyspa powstała 1,7 mld lat temu wskutek zderzenia dwóch płyt kontynentalnych. Przewodniczka, Polka z pochodzenia, wyprowadza nas na zewnątrz i prosi, żebym podeszła do wyżłobienia w skale. Szybko wyjaśnia, o co chodzi: właśnie stanęłam na granicy geologicznej – zetknięciu się dwóch płyt, które dzieli 1,2 mld lat! Otrzymujemy też informację, że Bornholm zaprasza gości nie tylko w wakacje, gdy kuszą surfing, wędkarstwo, wspinaczka, nurkowanie czy rowery. Okazuje się, że w grudniu NaturBornholm oferuje ludziom zmęczonym miejskim zgiełkiem projekt „Cisza – ekskluzywne przeżycie!”. Przewodnik przyrody wyszukuje dla nich miejsca w lesie Almindingen, w których słychać tylko odgłosy natury. Tam odpoczywają. Natomiast w cieplejsze miesiące muzeum zaprasza na „Polowanie na skamieniałości”, których na wyspie jest mnóstwo. Wzbogaceni o wiedzę na temat przyczyny zróżnicowania wyspy na część skalistą i piaszczystą, pędzimy na plażę. Rzeczywiście, było do czego się spieszyć. Miałki piasek (ziarna są tak drobne, że kiedyś używano ich w klepsydrach) ukazuje nam drugą stronę Bornholmu. Zostajemy tu do wieczora. Następnego dnia wracamy do domu, ale przed wyjazdem popłyniemy jeszcze na Christiansø. Tutejszy przysmak to „Słońce nad Bornholmem”, czyli śledź ze szczypiorkiem i startą rzodkiewką, a na nim – surowe żółtko. Danie warto przyprawić solą, pieprzem i rewelacyjną miejscową musztardą. fot. PATSTOCK/Getty Images Ze Svaneke musimy pokonać 10 mil morskich na archipelag skalistych wysp Ertholmene. Największą z nich, Christiansø, Bornholmczycy nazywają øen (wyspa), by odróżnić ją od „swojego” skrawka lądu. Morze jest spokojne, wieje lekki wiatr. Przemek uczy mnie podstaw nawigacji i manewrowania jachtem. Szybko docieramy do celu. Między dwoma skalistymi brzegami wyłania się kameralny port, tak mały, że cumuje się tu łodzie jedną do drugiej. Na wyspę dostajemy się, idąc po pokładach cudzych jachtów. W XVII w. duński król Krystian V założył tu fort strzegący Bornholmu przed Szwedami. Po latach wyspa została zdemilitaryzowana, choć nadal pozostaje pod jurysdykcją Ministerstwa Obrony. Christiansø ma 710 m długości, mostek łączy ją z mniejszą jeszcze (440 m) wyspą Fredriksø. W godzinę udaje się nam ją zwiedzić. Domostwa wyglądają, jakby miały ze 200 lat, wszyscy przestrzegają zakazu umieszczania na zewnątrz jakichkolwiek oznak cywilizacji, np. anten satelitarnych. Dowiadujemy się też, że na Christiansø nie ma źródeł słodkiej wody. Deszczówkę łapie się w kilku studniach ulokowanych w dawnych kamieniołomach. Christiansø, nawet w porównaniu z wyludnionym Bornholmem, wydaje się miejscem naprawdę odosobnionym. Zimą jedynym łącznikiem ze światem jest łódź pocztowa, latem kursuje tu łódź z Gudhjem. Rzucamy jeszcze okiem na sąsiednie skaliste wysepki Fredriksø i niezamieszkaną Græsholmen, gdzie były grzebane ofiary dżumy z 1684 r., i obieramy kurs powrotny na Świnoujście. To jednak nie koniec naszej przygody. Przed nami jeszcze dwdzieścia godzin żeglugi pod falę, szum wiatru we włosach i charakterystyczny łopot grota, zachód słońca na pełnym morzu, a przede wszystkim nocne Polaków rozmowy. Teraz już wiem, że tu wrócę, nie tylko na Bornholm, ale także pod żagle... Gdzie leży wyspa Bornholm Wyspa Bornholm o powierzchni 588 km2. Leży na Morzu Bałtyckim na wysokości polskiego Pomorza Zachodniego. To najdalej na wschód wysunięta duńska wyspa. Linia brzegowa Bornholmu wynosi 140 km, a najwyższy punkt Rytterknægten wznosi się na zaledwie 162 m ■ Religia: głównie protestantyzm ■ Język: duński, choć bez problemu porozumiemy się po angielsku ■ Waluta: korona duńska (DKK) Jak dojechać na Bornholm Niestety wciąż nie ma informacji o przywróceniu połączenia promowego z Kołobrzegu bezpośrednio na Bornholm. Z Polski najłatwiej dostać się na wyspę promem z niemieckiego portu w Sassnitz (Wyspa Rugia) lub ze Świnoujścia z przesiadką w szwedzkim Ystad. Aktualne ceny biletów i rozkład promów można sprawdzić na stronie Visit-Bornholm. Trasa Sassnitz–Rønne–Sassnitz jest obsługiwana przez duńskie promy Bornholmslinjen. Statki zabierają na pokład pieszych, rowery, motocykle oraz samochody. Rejsy ze Świnoujścia obsługuje sieć Unity Line. Aktualne ceny biletów i rozkład promów można sprawdzić na stronie przewoźnika. Z Warszawy do Kopenhagi lata LOT, SAS i WizzAir. Ze stolicy Danii do Rønne dolecimy liniami DAT (Danish Air Transport) i Norwegian Air. Lot trwa 35 min. Czytaj więcej fascynujących artykułów:

rejs z ustki na bornholm